o pobycie w szpitalu psychiatrycznym The patients’ view on psychiatric hospitalisation – a qualitative evaluation Marta Anczewska1, Anna Indulska2, Joanna Raduj3, Maciej Pałyska3, Katarzyna Prot4 O problemach m.in. z wypaleniem zawodowym polskich "Przeszłam przez depresję, byłam w szpitalu psychiatrycznym". Rozmowa z Martą Kieniuk Mędralą #ZdrowaPolka "Szpital psychiatryczny kojarzy się z wariatami, k "Byłem w sytuacji, gdy myśl o pójściu do pracy wzmagała u mnie myśli samobójcze". Poruszający list otwarty do lekarzy Karne lewatywy, poniżanie, zamykanie w izolatce na wiele dni – to tylko niektóre praktyki, jakie miały być stosowane w szpitalu psychiatrycznym wobec nieletnich pacjentów. UWAGA!TVN. O - dopiero co przybiegłeś,a już gadasz z tym szajsem. M - nie mam siły aby się z tobą kłócić. Mi - co jest chłopaki,wyglądacie jakbyście ducha zobaczyli. O - można tak powiedzieć. T - ile kamer zamontowaliście? M - Kur**,kompletnie o nich zapomniałem.Zamontujemy jedną aby miała widok na nas podczas snu. T - Okej,dobry pomysł. Zamknięty w szpitalu psychiatrycznym Léo Milan (Dany Boon) bezskutecznie próbuje przekonać lekarzy, że jest tajnym agentem o pseudonimie Lew. Zajmujący się jego terapią doktor Romain (Philippe Katerine) podchodzi do tych rewelacji z dystansem. Cierpiący na mitomanię pacjenci, którym wydaje się, że są kimś innym, to w końcu jego. Vay Nhanh Fast Money. Witam, nazywam się Szymon, mam 35 lat. Jestem wielkim fanem horrorów - gier, książek, filmów, creepypast. To wszystko, co powinniście o mnie wiedzieć. Aha, bardzo lubię też podróże po opuszczonych miejscach z kolegami i tematy paranormalne - to jest coś! Kocham adrenalinę, właśnie dlatego taki jestem. Według mnie życie musi mieć smak, a bez strachu, ryzyka, chwili odpoczynku i znowu tak - nie ma ono smaku. Na spokój trzeba sobie zasłużyć. Ale dość już o mnie. Zamierzam opowiedzieć wam o jednej z moich wypraw, gdyż... Nie powiem dlaczego, pewnie już się domyślacie. Wszystkie opowieści o starych psychiatrykach, piwnicach, willach itd. są takie same. Po prostu posłuchajcie: Jak już wspomniałem, w opuszczone miejsca chodziłem z przyjaciółmi: konkretnie z trojgiem. Mirek, Zenek i Klaudia, bo tak się nazywali, byli moimi najlepszymi przyjaciółmi z podstawówki, połączyły nas wspólne pasje. ta historia wydarzyła się podczas naszej trzeciej podróży w opuszczone miejsce, mieliśmy wtedy 12 lat, więc byliśmy naprawdę małymi i głupimi szczylami. Tak, to był stary, opuszczony psychiatryk. Oczywiście krążyły o nim niesamowite legendy, jakoby łaził tam jakiś stary pacjent zza grobu, bla, bla, bla. Nie zadziwiło nas to, gdyż o każdym poprzednim miejscu, które odwiedziliśmy, krążyły podobne legendy. Oczywiście były to straszne bzdury, nic specjalnego oprócz meneli i bezdomnych kotów nas tam nie zaskoczyło. Ech... W każdym razie nie mieliśmy zbyt wielkich nadziei, ale każda taka przygoda i tak była fajna i satysfakcjonująca, przy okazji mieliśmy okazję do zachachmęcenia naprawdę cennych fantów - maszyny, jakieś antyki, te sprawy. Podczas dwóch naszych poprzednich wypraw zdołaliśmy zdobyć 1600 złotych za Atari XL/XE z dwoma dyskietkami - Robbo i River Raid. Gdybyśmy nie mieli tych gier i komputerów w naszych domach, zostawilibyśmy go w naszej tajnej kryjówce i grali na zmianę, ale, że już każdy z nas posiadał takowy komputer w swym domu (naszym hobby były także gry, ale nie "survival horror", ponieważ takowych jeszcze na rynku po prostu nie było), a tak sprawiliśmy radość swojemu koledze, gdyż jego rodzice byli zbyt biedni na taki komputer, a my sprzedaliśmy mu go za naprawdę zaniżoną cenę. Na tą wyprawę także przyszykowaliśmy plecaki, torby i worki, w końcu w coś trzeba fanty chować, a w psychiatrykach były komputery, różne maszyny itd. Nasi rodzice nie mieli nic przeciwko zabieraniu różnych rzeczy z opuszczonych miejsc, ponieważ to nie była nawet kradzież. O dziwo nie mieli też nic przeciwko samemu dziwnemu hobby, którego w tych i teraźniejszych czasach nie zaakceptowałoby zbyt wielu rodziców, małżonków, dziewczyn i chłopaków. Widać mieliśmy szczęście urodzić się w naprawdę spoko rodzinach. Tak czy siak, wyruszyliśmy, niestety nie pamiętam już dokładnej daty naszej wyprawy, ale był to rok 1980 - któryś. Stanęliśmy przed starym, zniszczonym, pobazgranym graffiti budynkiem. Był w dość podobnym stanie, co nasze poprzednie cele. Drzwi były... zamknięte. To było dosyć dziwne, gdyż zwykle nikt nie myśli o zamykaniu i tak rozwalonych obiektów. - Może ktoś zastawił je od środka? - powiedziała Klaudia. - Przecież tu nie ma żadnej klamki! - Ty, Szymek, rzeczywista! - powiedział Zenek akurat do mnie, gdyż to ja byłem mistrzem otwierania zamków. Umiejętności tej nauczyłem się... z gier RPG, których byłem fanatycznym graczem. - Jak ty to otworzysz? - spytał Mirek. - Hmm... Chyba nie mamy wyjścia. Zenek, wywalisz je z bara? - zapytałem. Zenek był najsilniejszym ziomkiem z naszej klasy, w swoim domu miał mini-siłownię, na której ćwiczył przynajmniej 2 godziny dziennie. - Nie ma sprawy! - krzyknął Zenek. Kochał używać swojej siły do rozwalania rozmaitych drzwi. Niestety (przynajmniej według niego) nie robił tego zbyt często, gdyż zawsze staraliśmy się być cicho. Do tej feralnej wyprawy "wywalił z bara" (lub z kopa) tylko dwie pary drzwi w małym domku myśliwskim, podczas naszej pierwszej wyprawy, gdy pękły mi wszystkie improwizowane wytrychy (spinki do włosów, spinacze biurowe). Zenek ruszył z rozbiegu w drzwi, rypnął z całej siły i... odbił się od nich na jakieś dziesięć metrów! Szybko podbiegliśmy do niego. - Zenek, co jest?! - zapytaliśmy wszyscy jednocześnie. - N-n-nie w-w-wiem... - Zenek mówił i zachowywał się tak, jakby wychlał właśnie trzy flachy 0,2 Żołądkowej. - Żeeem się o-odbił oood drzwi... - Wiecie co?!- krzyknęła Klaudia. - Chodźmy stąd!!! - Nie panikuj! - wyburczał do niej Mirek. - Ale... Ja czytałam w książkach o takich dziwnych drzwiach!!! Jeśli po dotknięciu bądź uderzeniu uderzający zachowuje się tak jak Zenek, to są one zaczarowane przez ducha!!! Klaudię przeszły ciary. Bała się tak, jakby takowego ducha właśnie zobaczyła. - Nie dramatyzuj! - krzyknąłem. - Może one są zrobione ze specjalnego szkła odbijającego cegły i pociski? - Mój ojciec był architektem, pokazywał mi coś takiego. Później dowiedziałem się, że nazywa się to plexiglass, wtedy ta technologia dopiero raczkowała. - Eee... - jęczała Klaudia. Najwyraźniej szukała kontrargumentów. - No właśnie! - Krzyknąłem uradowany brakiem argumentów ze strony Klaudii. - Włazimy!!! - Szymek, poczekaj... - Powiedziała Klaudia. - Zobacz, coś jest tu napisane!!! Rzeczywiście. Było tam COŚ napisane. Niedługo dowiedzieliśmy się, co tam było napisane, niestety nic strasznego. - No co tam? - Zenek podszedł do mnie, widocznie już wstał. - Uuu, co to za cyferki? - Kod binarny. - Odpowiedziałem. - Umiesz go odczytać? - zapytał Mirek. - Jasne! - powiedziałem. Kod binarny wyglądał tak: 01001110 01101001 01100101 00100000 01110111 01100011 01101000 01101111 01100100 11000101 10111010 01100011 01101001 01100101 00100000 01100100 01101111 00100000 11000101 10011011 01110010 01101111 01100100 01101011 01100001 00100001 00100001 00100001 00001101 00001010 01010010 01100001 01100110 01100001 11000101 10000010 - Tu jest napisane: Nie wchodźcie do środka!!! Rafał. - Uuu, ale to straszne i creepy! - krzyknęli ironicznie Zenek i Mirek jednocześnie. - Klaudiś, po co ty tak dramatyzujesz? Przed każdym budynkiem, w którym byliśmy, było napisane coś podobnego, ale nigdy kodem binarnym. - Niezły świrus z tego ziomka! - krzyknąłem. - Po co to pisał binarnym? Powalony jakiś! Przecież ktoś mógł nie zrozumieć tej wiadomości i - o zgrozo - wejść tu! - złapałem się teatralnie pięściami za policzki i udawałem przerażonego. Wszyscy się śmiali. Najwyraźniej byłem i jestem dobrym aktorem. - No dobra, ale jak tam wbijemy? - zapytała Klaudia. - No, nareszcie gadasz do rzeczy, ale chyba nie widzisz tego otwartego piwnicznego okienka? - zapytałem znowu ironicznie. Bardzo lubię mówić ironicznie, to daje mi masę frajdy. - Widzę. - powiedziała chłodnym głosem Klaudia. - No to wbijamy! - powiedziałem ze wzruszeniem ramion. Zenek wszedł pierwszy, by obczaić, czy z piwnicy jest jakieś wyjście, zawsze tak robiliśmy, bo pewnie teraz byśmy gnili na pobliskim cmentarzu lub w budynku, w którym prowadziliśmy poszukiwania. To była zawsze najstraszniejsza myśl towarzysząca naszym wyprawom - brak wyjścia... - Otwarte drzwi na korytarz! - krzyknął Zenek. Weszliśmy do środka, bo teraz zauważyliśmy, że na okienko każdy z nasz może wspiąć się indywidualnie. - Obczajmy tą piwnicę, może znajdziemy jakieś fanty! - krzyknął Mirek. Piwnica wyglądała standardowo dla tego typu budynków. Tynk odpadający z biało-brązowych ścian, rozwalone zielone drzwi wyjściowe, samo okienko wybite, półki pełne jakichś niezidentyfikowanych dziadostw. Jak już mówiłem - standard. - Wow, ale to sztampowe! - powiedziała Klaudia z grymasem na twarzy. - Masz rację. - powiedzieliśmy ja, Mirek i Zenek. - Straszna sztampa. - Dobra, dosyć mam gapienia się na jakieś przegniłe i walące czymś ściany! - powiedziałem. - Wyjdźmy na korytarz! W korytarzu zauważyliśmy masę drzwi. Postanowiliśmy odwiedzić każde z nich. - Dobra, otwieramy pierwsze z brzegu! - powiedziała Klaudia. - Szymek, looknij, czy nie ma jakichś kodów na drzwiach! - zaproponowal Mirek. - Spoko, w ogóle dobry pomysł. - skomplementowałem Mirka. Na drzwiach, przed którymi staliśmy, nie było żadnych kodów, znaków, niczego. Po prostu zwykłe drzwi. - Dobra, nagapiłeś się? - zapytał ironicznie Zenek. - W takim razie otwieram, hehehe! Trzeba przyznać, że miał i nadal ma górnolotne poczucie humoru. Otworzył drzwi. W środku nie było nic oprócz ścian i koljnych drzwi. Były one zamknięte, ale zauważyłem na nich kod binarny. 01000001 01100010 01111001 00100000 01110100 01110101 00100000 01110111 01100101 01101010 11000101 10011011 11000100 10000111 00101100 00100000 01110000 01101111 01110100 01110010 01111010 01100101 01100010 01110101 01101010 01100101 01110011 01111010 00100000 01101011 01101100 01110101 01100011 01111010 01100001 00100000 01111010 00100000 01110011 01100001 01101100 01101001 00100000 01000011 00110001 00110110 00100001 Uprzedając pytania kolegów i koleżanki, odczytałem na głos tekst: - Tu jest napisane: Aby tu wejść, potrzebujesz klucza z sali C16! - No to teraz trzeba szukać sali C16? - zapytał retorycznie Zenek. - Może zostawmy te drzwi w chorobę? - to też było pytanie retoryczne, całą naszą czwórkę zżerała ciekawość! Wyszliśmy na korytarz. Przeglądaliśmy wszystkie pokoje, wertowaliśmy napisy ze wszystkich drzwi, ale nie mogliśmy znaleźć nigdzie pokoju C16. Znaleźliśmy za to: - 5 strzykawek - 300 złotych - kartridż z grą Space Invaders razem z konsolą Atari 2600 (tą konsolę także każdy z nas posiadał) - jakieś sprzęty medyczne - wnętrzności starego komputera - 4 komórki Nokia 3310 (je wzięliśmy) - To wszystko jest warte kilka tysi, ale my przyszliśmy tu po co innego! - Zenek powiedział to, opierając się o ścianę, która nagle odsunęła się za nim. Na odsłoniętych drzwiach widniał napis: "Pokój C16. TYLKO DLA PERSONELU! NIE WCHODZIĆ!" Napis "Tylko dla personelu! Nie wchodzić!" przybity został do drzwi deskami. - My widocznie od teraz jesteśmy personelem! - zachichotała Klaudia. - Racja, Klaudi. - przytaknąłem. - Wbijamy! W pokoju było ciemno jak w nocy spędzanej w piwnicy ze zgaszonym światłem. - Dobra, nie ma co się kisić w tej mroczności i ciemności, zapalamy światło. - powiedział Zenek. W krótką chwilę ogromny korytarz rozświetliły światła czterech latarek. - Eeeeeee... - Mirek wybałuszył oczy tak, że prawie wypadły mu z orbit. - jak my tu mamy w takiej wielgachnej parceli znaleźć klucz? - Tego nie wiem. - odpowiedziałem mu. Psychiatryk okazał się czterokrotnie (!!!) większy niż z zewnątrz. Dowiedzieliśmy się tego, gdy musieliśmy zejść po schodach, przekraczając drzwi prowadzące do "pokoju" C16, który okazał się korytarzem z gargantuiczną ilością pokoi. Tak jak wcześniej czytaliśmy informacje napisane na drzwiach. Na każdych widniał taki sam napis, jak na wejściu do korytarza. - Ech, po prostu wbijajmy do każdego po kolei! - powiedział zirytowany Mirek gdzieś w połowie korytarza. Weszliśmy do pierwszego pokoju. Pusto. W drugim tak samo. W trzecim też. W czwartym. W piątym. W szóstym. W siódmym. W ósmym. W dziewiątym. W dziesiątym. W jedenastym. W końcu powiedzieliśmy: DOŚĆ! Gapiliśmy się przelotnie na każde drzwi. Ten sam napis. Ten sam napis. Ten sam napis! TEN SAM NAPIS!!! Doszliśmy w końcu do końca korytarza. Byliśmy wnerwieni i wyczerpani. Na drzwiach napisane było: "Pokój C16. Doszliście daleko, ale proszę, nie wchodźcie!" Dalsza część tekstu napisana została kodem binarnym. 01001110 01101111 00100000 01100001 01101100 01100101 00100000 01100011 11000011 10110011 11000101 10111100 00101100 00100000 01101010 01100101 11000101 10011011 01101100 01101001 00100000 01100011 01101000 01100011 01100101 01100011 01101001 01100101 00100000 01110111 01100101 01101010 11000101 10011011 11000100 10000111 00101100 00100000 01110100 01101111 00100000 01110111 11000101 10000010 01100001 11000101 10011011 01101110 01101001 01100101 00100000 01110100 01110101 00100000 01101010 01100101 01110011 01110100 00100000 01101011 01101100 01110101 01100011 01111010 00101110 00101110 00101110 - Dobra, dobra, napisali tu: No ale cóż, jeśli chcecie wejść, to właśnie tu jest klucz... - przeczytałem uradowany. - TAAAAAAAK!!! - krzyknęliśmy wszyscy tak, że było nas pewnie słychać przy drzwiach psychiatryka. - Ciiicho... - szepnęła Klaudia. - Nie wydzierajcie się tak...! - Okej, okej, spoko. - odpowiedzieliśmy jej kolektywnie. Wzięliśmy klucz leżący na środku kolejnego pustego pokoju i wróciliśmy do pokoju z zamkniętymi drzwiami. Otworzyliśmy je. Ukazał nam się kwadratowy korytarz. Na każdej ścianie znajdowały się po dwie pary drzwi. Postanowiliśmy otworzyć pierwsze po lewej. Żadnych napisów nie stwierdzono. Pokój nie był pusty. Na samym środku stał stołek oświetlony żarówką (co było niewiarygodne, no bo kto dostarczałby prąd do opuszczonego miejsca?), na nim znajdowała się kartka. Napisana kodem binarnym, no bo czym innym? 01011010 01100001 01110011 01111010 01101100 01101001 11000101 10011011 01100011 01101001 01100101 00100000 01101010 01110101 11000101 10111100 00100000 01001110 01000001 01010000 01010010 01000001 01010111 01000100 11000100 10011000 00100000 01100100 01100001 01101100 01100101 01101011 01101111 00101100 00100000 01100001 01101100 01100101 00100000 01000010 11000101 10000001 01000001 01000111 01000001 01001101 00100000 01110111 01100001 01110011 00101100 00100000 01111010 01100001 01110111 01110010 11000011 10110011 11000100 10000111 01100011 01101001 01100101 00100001 00100000 01001110 01101001 01100101 00100000 01100011 01101000 01100011 01100101 01100011 01101001 01100101 00100000 01111010 01101111 01100010 01100001 01100011 01111010 01111001 11000100 10000111 00100000 01110100 01100101 01100111 01101111 00101100 00100000 01100011 01101111 00100000 01111010 01110010 01101111 01100010 01101001 01101100 01101001 00100000 01110111 00100000 01110100 01111001 01101101 00100000 01101101 01101001 01100101 01101010 01110011 01100011 01110101 00100000 01101101 01101111 01101001 00100000 01101011 01101111 01101100 01100101 01100100 01111010 01111001 00100001 - Zaszliście już NAPRAWDĘ daleko, ale BŁAGAM was, zawróćcie! Nie chcecie zobaczyć tego, co zrobili w tym miejscu moi koledzy! - przeczytałem. Nudziło mnie to już. - Aha. Ten gość jest naprawdę dobry w zniechęcaniu ludzi do eksploracji opuszczonych terenów. Wyjdźmy stąd! - Klaudia była naprawdę zesrana. Zaczynało nas to irytować, choć w głębi serca nawet my byliśmy zesrani. - Oj, przestań dramatyzować! - powiedział Zenek, machający w międzyczasie pogardliwie ręką. - No właśnie, Klaudiś, jak się boisz, to poczekaj na zewnątrz! - Mirek powiedział tak, bo wiedział, że po tych napisach Klaudia w życiu nie zostanie sama obok "nawiedzonego i strasznego budynku". - N-n-nieee!! - Klaudia zapiszczała jak typowa landryna widząca mysz. - Ekhem... - zwracałem na siebie uwagę. - Podobno mieliśmy być cicho! - powiedziałem z pogardą godną Zenka. - Ech. - westchnęła Klaudia. - Zapomnijmy o tym... Obszukaliśmy kolejne drzwi, żadnych napisów. Weszliśmy tam. Pusto. Kolejne drzwi. Napisów: brak. Czwarte drzwi. Pusto. Piąte drzwi: pusto. Szóste drzwi: pusto! Drzwi siódme, zaraz obok tych, którymi weszliśmy. Napis: "NIE WCHODZIĆ!!! BŁAGAM!!!" - Bingo! - powiedział Mirek. Weszliśmy. Odkryliśmy kolejny korytarz. Tym razem były w nim tylko trzy pary drzwi. Tradycyjnie: weszliśmy do pierwszego pokoju od lewej. Na drzwiach nie było i tym razem żadnych napisów. Pokój nie był pusty. Na ścianach były wycinki z gazet. "W zamkniętym szpitalu psychiatrycznym straszy!" "Duchy w psychiatryku!" "Nawiedzony psychiatryk!" Te słowa i inne ich wariacje pochodziły z nagłówków wcześniej wspomnianych gazet. Zaczęliśmy to wszystko czytać, coraz bardziej przechodziły nas ciary. "Wielu ludzi tam weszło. Nigdy nie wróciło." "Tam przeprowadzano podobno okropne eksperymenty!" "W nocy słychać tam okropne hałasy!" - Wiecie co, wyjdźmy z tego pokoju! - zaproponowałem szybko. Po wyjściu ja i Klaudia szliśmy przodem, a Zenek i Mirek byli do nas odwróceni tyłem. Nie wiem, czy o tym wspominałem, ale miało to cele obronne. Chcieliśmy wyczaić, czy odtąd nie śledzi nas jakiś duch. Weszliśmy do pokoju po prawej. Liczba napisów na drzwiach: zero. W pokoju wykopany był ogromny prowizoryczny tunel. Na scianie koło tunelu stało sobie kilka młotków i kilofów. Wzięliśmy je, ponieważ chcieliśmy mieć coś do obrony i w wypadku, gdybyśmy musieli dalej kopać przejście kończące wspomniany wcześniej tunel. - Dobra, zwiedzamy ten pokój na wprost i leziemy potem tym tunelem, co nie? - powiedział ze strachem w głosie Zenek. Jego słowa i ton wyrażały w stu procentach nasze myśli. Na drzwiach widniał napis, lecz nie był on wykonany kodem binarnym: "Ten eksperyment się im nie udał. Proszę, po raz ostatni proszę, nie wchodźcie tu. Proszę was ja, Rafał. NIE WCHODŹCIE TU!!!" - Eee, wy nadal macie ochotę tu wchodzić, bo ja się rozmyśliłem... - powiedział dygocący Mirek. - T-to n-na p-pewno jakieś szaleńcze boho-ma-ma-mazy... - wydukał z trudem Zenek. - Wbijamy... W pokoju rzeczywiście zauważyliśmy coś, czego w życiu nie chcielibyśmy zobaczyć i co odcisnęło nam się w pamięci do końca życia. Śmierdziało tu trupami. Trupy też było widać. Były to trupy małych dzieci. Porzygaliśmy się. Te potwory, które to zrobiły... Co za dziadostwo, szaleństwo, okrucieństwo... W tym momencie to ja miałem ochotę ich zabić. Nagle zobaczyliśmy karteczkę z napisem... "Mówiłem wam." - On... BLEEEEEE!!! - kolejna salwa Klaudii poszła na podłogę. - Miał... Rację... Chodźmy... - wydusiła z siebie z trudem. - Poczekaj, zaszliśmy daleko, muszę dowiedzieć się, co tu się stało! - emanowałem wściekłością. Nigdy nie miałem szacunku do morderców. Przynajmniej dla tych, którzy mordowali bez powodu lub dla zabawy... Dlatego nigdy nie lubiłem Jeffa the Killera, który zabijał z powodu "dziwnego uczucia". Dlatego miałem ochotę ich zabić. Bo miałem powód. Ale nie zabiłem. Nie jestem takim ścierwem jak oni. - Dobra, przeszukamy to... - powiedział niepewnie Mirek, wyrywając mnie z kontemplacji. Znalazłem masę informacji o... eksperymentach, chipach kontrolujących umysł, jakichś naukowych gównach... - Dobra, wychodzimy to i idziemy do psów, co nie? - zaproponowałem. - No pewnie! - odkrzyczał Zenek. - Co za zdupysyny! Był oburzony tak samo jak ja. Poszliśmy do pokoju na prawo, aby zbadać ten tunel. Było to wyjście. Udało się. Ale nie do końca. Powróciliśmy tam razem z policją. Pokazaliśmy im wszystko. Oni odszukali tych ludzi i skazali na dożywocie. My jednak nie skończyliśmy tamtego rozdziału. Ja nie skończyłem. Siedzieliśmy u mnie w domu i graliśmy w River Raid, w międzyczasie rozmawiając. - CHCESZ TAM WRÓCIĆ?! - krzyknął Mirek. - CHYBA CIĘ POWALIŁO! - Nie, ja... - tu połknąłem ślinę. - Odkryłem coś, o czym wam nie powiedziałem. - A co odkryłeś? Czemu nam o tym nie powiedziałeś, ty łosiu? Czemu wraczasz do tego tematu?! - Klaudia, jak to dziewczyna, zalała mnie toną pytań. Tym razem nie miałem do niej pretensji, zwłaszcza że widziałem, że Zenek i Mirek chcieli zadać te same pytania. - Pamiętacie, że po waszym wyjściu zostałem w tym pokoju jeszcze minutę? Obmacywałem wtedy wszystkie płytki w ścianach, gdyż ogarnęło mnie przeczucie, że może coś tam być. I rzeczywiście było. Znalazłem tam tajne przejście. Jeszcze raz zadzwoniliśmy po policję i wróciliśmy tam... Poszliśmy tam z trzyosobowym patrolem policji. Otworzyłem sekretne przejście. Były tam schody. Schodziliśmy jakieś trzy minuty. Trafiliśmy do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Zapaliliśmy latarki. To, co nam się ukazało, było naprawdę zaskakujące. Był to szkielet siedzący na krześle. Był odwrócony do nas przodem, w kościstej dłoni trzymał kartkę. Napisane na niej było: "Trafiliście. Teraz w końcu mam spokój:)" Spoczywaj w pokoju, kimkolwiek byłeś, Rafale. Ciąg Dalszy Nastąpi... O pilnej kontroli zdecydował zarząd województwa mazowieckiego, któremu podlega szpital. Kontroli domagała się też pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz. Sprawa dotyczy gwałtu, którego 16-latek dokonał na 9-letnim chłopcu. O zdarzeniu poinformowała matka pokrzywdzonego. Kobieta nie chciała rozmawiać z mediami. Jej pełnomocnik poinformował, że dalsze postępowanie sądowe będzie zależeć od efektów rozmów z dyrekcją, które właśnie trwają. Wiadomo, że dyrektor szpitala zaoferował matce pomoc psychologiczną, bo kobieta jest w złym stanie. Wcześniej tą sprawą zajęła się radomska prokuratura, która wszczęła śledztwo ws. niedopełnienia obowiązków przez personel szpitala. Jak dowiedziało się RMF 16-latek został wypisany już placówki. Wobec nastolatka sąd nie zastosował żadnych środków zapobiegawczych. Dyrektor Szpitala Psychiatrycznego w Krychnowicach Włodzimierz Guzowski na antenie "Co za Dzień" powiedział, że chłopiec nie został zgwałcony, a całe zajście można uznać jako "inne czynności seksualne". - Po rozpoznaniu problemu ustaliliśmy, że jest podejrzenie popełnienia przestępstwa o czym poinformowaliśmy prokuraturę, która prowadzi stosowne śledztwo i jej wyjaśnienia będą wiążące dla oceny sytuacji. Ja osobiście wykluczam gwałt, uważam, że to postępowanie, które dotychczas pozwoliło wyjaśnić sprawę kwalifikuje się bardziej do molestowania seksualnego - powiedział dyrektor szpitala w wywiadzie dla "Co za Dzień". W tym samym szpitalu miało dojść także do kolejnego aktu przemocy seksualnej. Tej samej nocy, kiedy doszło do gwałtu na 9-latku, inne dziecko dzwoniło na bezpłatną infolinię do Biura Rzecznika Praw Pacjenta. Z zeznań pokrzywdzonego pacjenta wynikało, że podczas pobytu w placówce starszy kolega z oddziału naruszył jego nietykalność cielesną. W radomskim szpitalu psychiatrycznym przy ul. Krychnowickiej, w którym doszło do dwóch gwałtów na małych pacjentach, giną też dorośli. W kwietniu 65-letnia pacjentka zmarła na schodach szpitala. W ubiegłym roku powiesił się tam na własnych spodniach 63-letni pacjent oddziału zamkniętego - informuje "Fakt". Stowarzyszenie Primum Non Nocere alarmuje zaś, że rzecznik praw pacjenta od dawna wiedział o nieprawidłowościach w tej placówce. Tłumaczył je zbyt małym zatrudnieniem personelu. Rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Domaga się ukarania odpowiedzialnych za dramatyczne zdarzenie. - Takie sytuacje są niedopuszczalne - podkreślał na antenie "Radia Dla Ciebie". - Do czasu wyjaśnienia sprawy, osoba odpowiedzialna za taki stan rzeczy powinna być co najmniej zawieszona w pełnieniu obowiązków, stąd także mój wniosek do marszałka województwa o podjęcie pilnych działań naprawczych, włącznie z rozważeniem zmian kadrowych w placówce względem kadry zarządzającej - powiedział Marek Michalak. Kilka miesięcy temu w radomskim szpitalu psychiatrycznym przy ul. Krychnowickiej była już prowadzona kontrola Rzecznika Praw Pacjenta, już wtedy wyszły na jaw liczne uchybienia, pacjenci mieli mieć ograniczony dostęp do toalet, w wyznaczonym przez personel czasie, zmuszeni byli załatwiać swoje potrzeby do kubłów na śmieci, pacjentom utrudniano także kontakt z bliskimi. Dyrektor szpitala nie zamierza podać się do dymisji. (KT) Filmowy maraton horrorów czy seans klasyka kina grozy to popularne pomysły na spędzenie czasu podczas Halloween, popularnego święta strachów. Równie dobrym pomysłem może być także horrorowy, serialowy binge-watching trwający halloweenowe dzień i noc. Oto siedem najlepszych seriali grozy, które dostarczą niezapomnianych wrażeń w tę straszną mroku (1959–1964)Kadr z odcinka The Eye of the amerykański serial to połączenie horroru, thrillera, science fiction i dramatu, mieszanki, która zaowocowała najbardziej oryginalnym, niesamowitym i budzącym ciarki serialem w historii kinematografii. Każdy odcinek, zapowiadany przez twórcę serialu, jego ikonę Roda Serlinga, opowiada niezależną od poprzedniego i kolejnego surrealistyczną historię o ludziach, którzy nagle zostali zmuszeni do zmierzenia się z niewytłumaczalnymi zjawiskami czy sytuacjami bez wyjścia. Groza, absurd i poczucie niesamowitości to nieodłączne elementy każdego odcinka Strefy z krypty (1989–1996)Kultowy serial grozy produkcji HBO, zrealizowany na podstawie popularnej serii komiksów. Serial zapada w pamięć z powodu oryginalnej czołówki, w której widzowie witani są przez szalonego kościotrupa wyskakującego z trumny w krypcie starego, mrocznego domu. To on, Strażnik Krypty, wprowadza widzów do nowego odcinka utrzymanego w klimacie horroru i czarnej komedii. Każdy z nich opowiada niezwiązaną z poprzednim historię o ludziach, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, nadprzyrodzonych zjawiskach czy szalonych psychopatach. Na tle większości seriali grozy popularnych w latach 80. Opowieści z krypty wyróżniały się liberalnym podejściem do tematów tabu – nie powstrzymywano się od nagości, scen seksu czy przemocy. Na przestrzeni lat w Opowieściach z krypty wystąpiło wielu znanych aktorów, między innymi Brad Pitt, Demi Moore, Ewan McGregor, Benicio del Toro, Joe Pesci, Kirk Douglas, Tom Hanks czy Whoopi skórka (1995–1998)Dzisiejsi 20- i 30-latkowie z pewnością pamiętają czołówkę Gęsiej skórki, wzbudzającą ciarki w każdym dzieciaku – tajemniczego jegomościa z czarną walizką i psa, którego oczy świecą się na żółto. Gęsia skórka emitowana w Polsce na kanałach Fox Kids, TV4 i Jetix to serial równie kultowy jak Opowieści z krypty. W przeciwieństwie do nich, Gęsia skórka była kierowana do dzieci i młodzieży i opowiadała o makabrycznych i przerażających przygodach najmłodszych. Serial oparto na bestsellerowej serii R. L. Stine’a o tym samym tytule. Może Halloween to dobry moment, aby przypomnieć sobie, co straszyło nas w dzieciństwie?Seria American Horror Story (2011-)Nawiązujący do klasyków kina serial stworzony przez Ryana Murphy’ego (tak, tego odpowiedzialnego za niedawny serial Ratched o Mildred Ratched, demonicznej pielęgniarce z Lotu nad kukułczym gniazdem) i Brada Falchuka dla stacji FX. Do dzisiaj powstało aż dziewięć sezonów w formie antologii, opowiadających o przerażających, często fantastycznych miejscach czy wydarzeniach – nawiedzonym domu czy farmie, makabrycznym szpitalu psychiatrycznym, demonicznym hotelu, cyrku, obozie czy szkole czarownic. Choć siłą serialu jest świetnie dobrana obsada (tuzy w rodzaju Kathy Bates, Jessiki Lange czy Frances Conroy, ale także nowe, genialne twarze jak Evan Peters, Lily Rabe czy Finn Wittrock), nie da się ukryć, że z każdym kolejnym sezonem serial tracił na sile, a rozwiązania fabularne proponowane przez twórców bywały zbytnio odtwórcze lub zupełnie nieudane. Najwybitniejszym sezonem wydaje się do dzisiaj sezon drugi American Horror Story: Asylum, opowiadający o szpitalu psychiatrycznym prowadzonym przez zakonnice, w którym pojawia się dziennikarka chcąca napisać o grasującym w okolicy mordercy. To właśnie dzięki roli dziennikarki Lany Winters z kopyta ruszyła kariera aktorska Sary Paulson, która rok później zagrała u Steve’a McQueena w Zniewolonym. 12 years a slave. Dziś wiemy, że „terapie” za pomocą tak zwanego „serum prawdy” były przeprowadzane w szpitalu psychiatrycznym w Aston Hall. Ten sposób postępowania, wraz z różnymi skargami dotyczącymi tego, co się wydarzyło, skłaniają nas do myślenia, że to miejsce, z pozoru sanatorium, było ni mniej ni więcej tylko domem z psychiatryczny w Aston Hall zdobył złą sławę po tym, jak zaczęły się skargi od kilku hospitalizowanych tam osób, będących zaledwie dziećmi lub nastolatkami. Stało się to w 1993 r. Wkrótce po zburzeniu szpitalu, na jego miejscu wybudowano kompleks co naprawdę wydarzyło się w szpitalu psychiatrycznym w Aston Hall, możemy się być może nigdy nie dowiedzieć. I nie będzie wiadomo, ponieważ istnieją tylko sprzeczne zeznania osób, które leczył tam ówczesny kurator szpitala, Kenneth Milner. Najwyraźniej podano im arbitralnie środki odurzające, co zaburzyło ich Milner już nie żyje, a wraz z nim przepadła możliwość wysłuchania jego psychiatryczny w Aston Hall często określa się jako miejsce eksperymentów psychicznych. Nie wyjaśniono do końca, czy tak rzeczywiście było, czy nie. Wiadomo, że pacjentów leczono tak zwanym „serum prawdy”. Najwyraźniej nie po to, aby prowadzić badania czy eksperymenty, ale dlatego, że uważano to za prawidłową terapię. „Kiedy jesteś pod jego wpływem, znajdujesz się w stanie niezwykle sugestywnym. Istnieje duże ryzyko, że powiesz to, czego chce przesłuchujący, zamiast mówić prawdę. ” -Michael Mosley- Szpital psychiatryczny w Aston HallSzpital Psychiatryczny w Aston Hall został zbudowany w 1930 roku w hrabstwie Derbyshire w Anglii. Jego misją miało być leczenie dzieci i młodzieży zaklasyfikowanych jako „specjalne”. Innymi słowy, chodziło o nieletnich z problemami z to więc coś pomiędzy zakładem poprawczym a zakładem opieki zdrowotnej. Najwyraźniej jego działanie mieściło się w zakresie parametrów, w których go zaczęła wychodzić na jaw w 1993 roku. Wtedy to grupa naukowców opublikowała w Internecie serię zdjęć ze szpitala psychiatrycznego Aston Hall. Wkrótce potem zaczęły pojawiać się komentarze od osób, które przebywały tam jako nastolatki. Donosili o szeregu nadużyć, które obejmowały zarzuty gwałtu i nieludzkie metody szpital został zamknięty, a budynek zburzony. Nigdy nie podano jednak jasnego wyjaśnienia tej decyzji. W eterze pozostało jedynie echo skarg. Pewni dziennikarze podjęli próby przeprowadzenia dochodzenia w tej sprawie i dojścia do prawdy. W ten sposób poznano pomniejsze szczegóły tego, co wydarzyło się w podejrzanym II wojny światowej zaczęto używać narkotyków, które nazywano „serum prawdy”. Był to amytal sodu, bardzo silny związek chemiczny, który odblokowuje działania hamujące w to, że jeśli zastosuje się go na jakiejś osobie, traci ona kontrolę nad mechanizmami samokontroli. U pacjent dochodzi do kompletnej utraty woli. Metodę tę nazwano wojny lek ten był stosowany w nagłych wypadkach u żołnierzy, którzy doznali szoku. Podawano go tym, którzy mieli do czynienia ze zbyt traumatycznymi doświadczeniami. W konsekwencji te doświadczenia bardzo często były hamowane, to znaczy takie doświadczenia powracały w postaci paraliżu, częściowego lub całkowitego lub w stanach głębokiego przygnębienia, które uniemożliwiły im normalne tak się działo, wojskowi psychiatrzy stosowali „serum prawdy”. Podając je, łamali działanie hamujące u żołnierzy. To pozwalało na przypominanie tych traumatycznych doświadczeń i dochodziło do swoistego konsekwencji, leczenie prowadziło później do ​​odzyskania równowagi, przynajmniej częściowo. To było jak otwarcie zainfekowanej rany w celu jej oczyszczenia, a następnie metody leczenia„Serum prawdy” nie tylko pozwala rozbić się mur oporu, ale także powoduje utratę woli. Osoba pod jego wpływem staje się bardzo ekspertów w tej dziedzinie, taki sam sposób jak pojawiają się wspomnienia, możliwe jest również budowanie fałszywych wspomnień. Osoby pod wpływem amytalu sodu były wysoce szpitalu psychiatrycznym w Aston Hall lek ten był systematycznie stosowany. Istnieją doniesienia o możliwym wykorzystywaniu seksualnym. Istnieją zeznania, że niektórzy pacjenci zostali zmuszeni do rozebrania się, po czym aplikowano im lek, aby następnie doznawali wskazują, że wspomnienia pojawiające się pod wpływem tej substancji nie są przejrzyste. Podobnie mogą być indukowane lub z pacjentek Aston Hall „odkryła” w trakcie leczenia, że jej ojciec wykorzystywał ją seksualnie. Tak właśnie zeznała i w to wierzyła. Jednak dla reszty rodziny było to w zasadzie nieprawdopodobne. Po kilkudziesięciu latach domniemana ofiara zaczęła wątpić we własne wspomnienia. Obecnie uważa, że być może wspomnienie to zostało w jakiś sposób pacjenci ze szpitala psychiatrycznego Aston Hall uważają, że tak właśnie działało serum. Nigdy się tak naprawdę nie dowiemy. Mówimy o ludziach, którym zmieniono pamięć. W tej chwili wiemy tylko, że „narkoanaliza” wiąże się ze zbyt wieloma zagrożeniami, aby uznać ją za prawidłową może Cię zainteresować ... Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Picryl REKLAMA Media podają nieoficjalnie, że w szpitalu psychiatrycznym na Mazowszu 56-letni pensjonariusz zaatakował 79-letniego mężczyznę. O sprawie informują Polsat News i RMF FM. W mazowieckim szpitalu psychiatrycznym doszło do morderstwa. Według nieoficjalnych informacji to 56-letni pensjonariusz zaatakował 79-letniego mężczyznę, który przebywał z nim w tej samej, niemonitorowanej sali. Podejrzany o morderstwo został już zatrzymany przez policję. – Trwają czynności – poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Katarzyna Skrzyczkowska. REKLAMA Oględziny z udziałem prokuratora i biegłego mają zostać przeprowadzone na miejscu dziś w okolicach południa. Na ten moment nie ma żadnych bardziej szczegółowych informacji w sprawie. Źródło: RMF FM, Polsat News REKLAMA

horror o szpitalu psychiatrycznym